piątek, 10 września 2010

Wlewam w siebie gorące płyny - herbaty, kawy inki, kakao, a na obiad dziś będzie zupa buraczkowa. Zmienia mi się zapotrzebowanie kulinarne. Nie chcę już zimnych sałatek, tylko ciepłe zapiekanki, najlepiej oblebione dużą ilością sera.
Wyciągnęłam z szafy kamizelkę i chyba niedługo odkurzę moje hafty, do których pewnie przez rok nie zaglądałam. To znak, że zapadam w jesienną melancholiję.
Za oknem okropnie. Najlepiej by było zasłonić w oknach rolety, włączyć wszystkie światła i odgrodzić się od tej szarości. Na szczęście włączyli już ogrzewanie, więc przynajmniej można przytulić się do kaloryfera.
Ostatnio zaliczyłam wizytę w ciucholandzie. Powtarzałam sobie: "nie oglądam ubrań dla dzieci...". Udało się. Kupiłam parę ładnych rzeczy tylko dla siebie. Jeszcze tylko zacznę wychodzić gdzieś (nie na zakupy!) sama i będzie luz ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz