Przyleciały kaczki, ale raczej nie były zbyt głodne, bo nie rzuciły się na chlebek.
Wymyślam różne zabawy. Wczoraj zrobiłyśmy wreszcie węża z rolek po papierze toaletowym. Najwięcej frajdy sprawiło Werci malowanie tych rolek, a potem nawlekanie. Popsułam jej koncepcję i po nawleczeniu wszystkich części obcięłam sznurek, a ona przecież chciała prowadzać węża jak pieska (!) i nie było już tak fajnie. Dzisiaj wąż leżał smętnie na dywanie i nikt się nim nie zainteresował. Lusia mogłaby go choć troszkę pognieść albo obślinić. Ech. Taka zapłata za twórczość matki ;)
Wkładam zaległe zdjęcia do albumów i zastanawiam się, gdzie to moje życie. Niewiele pamiętam z tego, co działo się rok temu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz